sobota, 31 marca 2012

TRÓJKA E-PIK - marcowe podsumowanie

Dzisiaj ostatni dzień marca, dlatego czas na podsumowanie, choć jednego wyzwania, któremu podołałam... a jest nim TRÓJKA E-PIK zorganizowanym przez Sardegne.



W tym miesiącu trzeba było przeczytać: kryminał skandynawski, romans, powieść młodzieżowa.

A oto mój wybór:

kryminał skandynawski: "Mężczyzna, który się uśmiechał" - Henning Mankell


romans: "Miłość wyczytana z nut" - Aleksandra Tyl



powieść młodzieżowa: "Spoko! To tylko rodzinka" Augustyn Szczawiński


Już nie mogę się doczekać, co też będzie w kwietniu :-)

piątek, 30 marca 2012

"Spoko!To tylko rodzinka" - Augustyn Szczawiński




Nie wiem dlaczego, ale czytając sobie opowieści o rodzinie Wesołowski w książce Augustyna Szczawińskiego, ta piosenka krążyła mi po głowie. Albo i wiem dlaczego, tu rodzina, tam rodzina, a Kabaret Starszych Panów bardzo lubię. 

Ale powróćmy do książki.  Opowiada ona o zwyczajnym życiu rodziny Szymka. W rolach głównych występuje tato Augustyn, mama Krysia, no i Szymek, nastolatek, jak to sam podkreśla, i z jego punktu widzenia historia ta jest opowiadana. Jest i trochę wybitnych postaci drugoplanowych z babcią Sabiną na czele, sąsiadką wróżką Romą, kolegą z pracy Zenkiem, znajomym Damazym i z wieloma, wieloma innym. 
Przez ponad trzysta stron poznajemy przypadki rodzinne, a że widziane oczami chłopca, są one zabawnie przedstawione.
Czekałam na wielki bum punktu kulminacyjnego, jakoś mnie ominął. Choć może poprawa sytuacji materialnej rodziny, to było właśnie to... pomysł na biznes racjonalny, przynajmniej lepszy od poprzedniego, gdzie dżdżownice kalifornijskie zwiały robiąc podkop.
Niby takie zwykłe, rozbudowane opowiastki z dnia codziennego, a tyle w nich uroku, że z przyjemnością czytałam kolejne rozdziały i odpoczywałam od cięższych lektur.

Na stronie ksiazka.net.pl znalazłam ciekawy wywiad z autorem. chętnym polecam przeczytanie go.
Dokładnie TUTAJ.

To co mnie ujęło w tej książce, to pozytywni bohaterowie. Ze swoimi wadami, niedoskonałościami, ale sympatyczni, nie da się ich nie lubić. Ponoć jest to książka dla dzieci i młodzieży. Pewnie przez narratora Szymka, ale i nieco, i bardziej starsi też mogą się przy niej odprężyć. Odnaleźć trochę satyry, ironicznego dowcipu i po prostu zabawnych historii. Nie jest może fenomenalna, ale ja z przyjemnością przeczytam jej kontynuację, bo taka będzie. O czym zapewnił autor na nakanapie.pl o TUTAJ.


Książkę tę zaliczam do wyzwania Sardegny :-)




A co do Starszych Panów, to jeszcze tę bardzo lubię.

wtorek, 27 marca 2012

"W kanałach Lwowa" - Robert Marshall

Druga Wojna Światowa odcisnęła na ludziach wielkie piętno. Są osoby, które do tej pory mają w sobie blizny, nie śpią po nocach i próbują nie pamiętać.Są też ludzie, którzy w hołdzie innym chcą zachować pamięć. Nie po to, by rozgrzebywać rany, ale by świat nie zapomniał, by starał się zrozumieć i nie powtórzył koszmaru. Przynajmniej mam taką nadzieję, naiwną nadzieję, że świat się opamięta, że przyjdzie taki dzień, gdy słowo 'wojna' będzie znane tylko z gier komputerowych...

Jednym z takich pisarzy jest Robert Marshall. Spisał on historię ocalałych z holokaustu we Lwowie Żydów. Opowieść ta wzbogacona jest jego własnymi badaniami. Historia to nieprawdopodobna, otóż grupa ludzi przez 14 miesięcy ukrywa się w kanałach Lwowa. Pomagał im, w szczególności, jeden kanalarz, Leopold Socha, Polak.  Przebywają w wilgoci, smrodzie i  wśród wszechobecnych szczurów. Opłacają kanalarzy, by ich ukrywali, by milczeli i donosili im jedzenie. Niemałe to były koszty. I nadchodzi ten dzień, gdy pieniądze się kończą, złota i biżuterii też już brak. Jest to największy sprawdzian dla samego Sochy, chwalącego się bez ogródek przeszłością złodziejską.
...i ten absurdalny koniec dobrego człowieka. Z niedowierzaniem wysłuchałam ostatnich wersów tej historii. Los potrafi być przewrotny. Hołd należy się panu, panie Leopoldzie Socho.

Tak, "W kanałach Lwowa" poznałam w wersji audio czytanej przez Andrzeja Ferenca. Ciekawy głos lektora oddał nastrój całej historii. Słuchałam z przejęciem i niepojęciem, co ci ludzie musieli przeżyć i jak tam żyć. Czołgać się w rurach nawet o czterdziestu centymetrach średnicy, brodzić w fekaliach, spać w kucki lub na deskach (udało im się zdobyć je po pewnym czasie), gdzie gazeta była poduszką.
Te nieludzkie warunki i wręcz nieprawdopodobną historię poznawałam systematycznie, po trochę, przez siedemnaście dni w radiu nakanapie.pl, może dlatego udało mi się przetrwać tę opowieść bez łez, tzn. tak prawie, bo odcinka o narodzinach dziecka w kanale i jego losach nie byłam w stanie wysłuchać bez emocji, niestety.

To nie jest łatwa literatura, bo i czasy nie były łatwe, wręcz przerażające, nieludzkie, po prostu straszne. Lecz pamięć jest konieczna. Warto też wspomnieć, że historia została zekranizowana przez Agnieszkę Holland, a raczej na jej podstawie został nakręcony film "W ciemności", gdzie główna rolę Leopolda Sochy gra Robert Więckiewicz. Film ten zdobył wiele nagród i wręcz otarł się o Oskara, i uważany jest jest za najlepszy film jaki reżyserka zrobiła w swoim życiu.
Książki w wersji papierowej już czytać nie będę, bo oczywiście i taką Świat Książki wydał, ale film mam nadzieję obejrzeć i zobaczyć tę historię oczami aktorów.

Ciekawa jestem, czy oglądaliście już film i jak Wasze wrażenia?

sobota, 24 marca 2012

Książki Moja Miłość - kolejna edycja!

Dostałam interesującego e-maila i postanowiłam go rozpowszechnić :-)


Oto on:


Drodzy!

Mamy już za sobą dwie akcje, które z Wami przeprowadziliśmy. Jedną z nich była akcja zbierania przez Was książkowych cytatów, której efektem stał się e-book z cytatami. To właśnie jesteście autorami! E-booka ten za darmo jest do pobrania ze strony wydawnictwa.

 Druga akcja, w którą mieliście okazje się włączyć to: pisanie opowiadań z okazji Dnia Książki. Z opowiadań tych został również wydany e-book, a dochód .z niego zostanie przekazany na zakup książek dla dzieci z jednej z krakowskich szkół podstawowych. Jeśli ktoś z Was nie stał się jeszcze szczęśliwym posiadaczem e-booka zapraszamy na stronę wydawnictwa w celu jego pobrania.

Dziś chcielibyśmy Was wszystkich zachęcić do wzięcia udziału w kolejnej naszej wspólnej akcji. Tym razem zapraszamy do tworzenia opowiadań książkowych. Tak jak w ubiegłym roku chcemy w ten sposób wspólnie z Wami uczcić Światowy Dzień Książki.

  • Aby wziąć udział w naszej akcji należy napisać krótkie opowiadanie max 6 stron A4.
  • Tematyka opowiadania i rodzaj są dowolne, jednak każde z opowiadań musi posiadać jakieś choćby niewielki wątek książkowy.
  • Opowiadania w formacie Word należy wysłać na maila:  ksiazkowy.blog@gmail.com w temacie proszę napisać "Opowiadanie książkowe"
  • Termin składania opowiadań: do 16.04.2012r.
  • Wszystkie opowiadania opublikujemy na naszym blogu w dniu 23.04.2012
  • Wszystkie pytania odnośnie pisania opowiadania proszę kierować na maila:  ksiazkowy.blog@gmail.com
  • Opowiadanie możecie pisać samemu lub z rodziną czy przyjaciółmi.
  • Każde opowiadanie należy podpisać imionami i nazwiskami wszystkich autorów lub pseudonimami.
  • Zachęcam również wszystkich bloggerów do poinformowania swoich znajomych za pomocą swojego bloga o akcji. Będzie nam bardzo miło. Mam nadzieję, że spiszecie się na medal!
  • O całej trwającej akcji będziemy również informować Was na stronie FB


Wiem, że spośród nas jest wiele osób piszących, zatem pióra w dłoń i do dzieła! Wiosna sprzyja twórczości.

kwiecień 2009, Martinkovice

piątek, 23 marca 2012

"Japoński codziennik" - Aleksandra Watanuki


Nazwa „blog” nie jest już słowem nieznanym i rzadko używanym. Jest tyle rodzai blogów, że ciężko by było wyliczyć, a to co się na nich znajduje przechodzi niekiedy najśmielsze oczekiwania. Blogi prowadzą i anonimowi użytkownicy, których znamy tylko z obranego nicku, i sławni ludzie. Działalność ta tak się rozwinęła, że powstała nagroda, Blog Roku, w kilku kategoriach, która ma już za sobą parę edycji.
Ale jest w tej naszej blogosferze jeden taki blog, który w wydawnictwie Waneko doczekał się wersji papierowej. Autorką jest Aleksandra Watanuki, blogowo znana jako Polponka czy też po prostu polska_japonka. W Japonii mieszka od ponad 20 lat. Jest tłumaczką i nauczycielką języków japońskiego, rosyjskiego i esperanto. Jeździła po Japonii z prelekcjami o Polsce, pisała felietony, pracowała w firmie handlowej i w butiku, i tak zwyczajnie pokochała ten kraj z wielu wysp złożony.
Czy jest sens przenosić blog na kartki książki? Sama się nad tym zastanawiałam. Jednak po przeczytaniu tej książki doszłam do wniosku, że tak, owszem jest. Polponka na swoim blogu opisywała codzienne życie w Japonii. Zmieniające się pory roku, obchodzone święta i ich znaczenie dla ludzi, smak lodów z batatów, zielonej herbaty czy węgorza. Jestem pod wrażeniem jak osoby na emeryturze mają w Japonii zapewnioną opiekę i rozrywkę. Aż nie chce się wierzyć i można tylko pozazdrościć. Ciekawe wpisy są też o urodzie Japonek, a o dołączonych zdjęciach ma się ochotę powiedzieć, że pewnie zostały komputerowo przerobione, bo nie jest możliwe, żeby ta około czterdziestoletnia kobieta na zdjęciu miała ponad pięćdziesiąt lat.
Autorka pewnie i rozsądnie podchodzi do stereotypów i tzw. różnic kulturowych, zastrzega nawet, że nie odpowiada jej to określenie. Jej podejście do życia w innym kraju urzekło mnie i z wielkim szacunkiem czytałam tę książkę. Bo tak jak już wspomniałam, na początku zastanawiałam się, czy ta publikacja ma sens. 

Warto wspomnieć, że wpisy te są fabularyzowane na cele tej książki i wzbogacone o dodatkowe teksty i zdjęcia. Fotografie są duże i kolorowe, ale są też i małe, czarno-białe, na niektórych niewiele widać. Jak rozumiem, przy takiej ilości mógłby po prostu powstać z tego album i pewnie odbiłoby się to na cenie, która i teraz nie jest niska. Jednak biorąc pod uwagę, że 15% ze sprzedaży pierwszego wydania tej książki ma być przeznaczone na pomoc ofiarom trzęsienia ziemi w Japonii, to łatwiej przyjąć taką cenę.

To, co bezsprzecznie uważam za najważniejsze w tej książce, to komentarze. Autentyczne wpisy ludzi odwiedzających stronę Polponki. Sama autorka podkreśla, że blog żyje wtedy, gdy jest komentowany. Ma rację. I muszę przyznać, że te komentarze są jego esencją, nierozerwalną całością. Wiele ciekawych osób wypowiadało się w temacie, który opisywała Polponka. Byli to ludzie mieszkający w różnych zakątkach świata. Dyskusje te były czasami tak żywe, że sama chciałam kliknąć i wpisać swój komentarz.
Po zakończeniu czytania miałam ochotę od razu wejść na blogową stronę autorki ciekawa co nowego u niej słychać, jednak rozczarowałam się. Blog w związku z wydaniem „Japońskiego codziennika” został czasowo zawieszony. Cóż, z drugiej strony rozumiem i autorkę, i wydawnictwo. Nie pozostało mi nic innego jak czekać na drugą część tej książki. 

W Polsce coraz więcej osób interesuje się kulturą japońską. I coraz większe uznanie mają mangi anime. Ja sama powoli odkrywam ich mądrość i piękno.

Uważam, że cała wydana seria JAPONIA*KULTURA*MANGA (mimo, iż przeczytałam dopiero pierwszą część Codziennika) jest ciekawą pozycją. Ukazuje nam Japonię zupełnie inaczej niż robią to przewodniki czy książki przyrodnicze. Co jest idealną alternatywą dla nich, a co ważne nie powiela ich. Poznałam Japonię tą tuż zza przysłowiowego płotu, urzekła mnie i wiem, że jak ognia będę teraz unikała stereotypów z nią związanych. 

Dlatego i Wam polecam tę książkę.



Za książkę bardzo dziękuję serwisowi:

czwartek, 22 marca 2012

"Miłość wyczytana z nut" - Aleksandra Tyl


Kolejna włóczykijka zawitała w me progi. Tym razem była to książka Aleksandry Tyl "Miłość wyczytana z nut".


Jest to historia 28-letniej Elizy pracującej jako świetliczanka, która prowadzi samotne, spokojne życie. Poznaje Adama, lekarza i zaczyna z nim się spotykać. W tym samym czasie na jej drodze pojawia się dawno niewidziany kolega Bruno, romantyczny skrzypek, dawna miłość Elizy, jednak teraz niechciana. Mimo, że podchodzi ona do całej tej sytuacji racjonalnie, to jednak romantyczne wyznania Bruna nie dają jej spokoju. Sytuacja zdaje się sama rozwiązać, gdy Bruno wyjeżdża na koncerty do Rosji, a ona spędza weekend z Adamem. Wtedy zdaje sobie sprawę, że kocha skrzypka. Niby romantycznie i gładko, tylko noc spędzona z Adamem, po za dużej ilości wypitych alkoholi daje o sobie znać po dwóch miesiącach na pasku ciążowego testu...

Książkę  czyta się błyskawicznie. Jest lekka, łatwa i przyjemna, i taka przewidywalna, choć zupełnie mi to nie przeszkadzało. Widać potrzebowałam takiego romantycznego uniesienia w lekturze. Pewnie to przez tę wiosnę w kartkę, którą mamy za oknem. W sumie nie dziwię się Elizie, że nie mogła wybrać tak od razu, który z mężczyzn ma być u jej boku, sama bym nie wiedziała (który dla niej), bo muszę się przyznać, że zastanawiałam się o co jej chodzi z tym Adamem, przecież z tego co chciała, to on był dla niej odpowiednim kandydatem. Ja uwielbiam  Bacha i Rachmaninova, i skrzypce więc Bruno w ogóle nie miałby rywala. ;-) Ale nie o mnie tu mowa, ja na szczęście mam męża, z którym podzielam pasje muzyczne :-)
Nie dało się nie przewidzieć, że książka musi się dobrze skończyć, ale przecież dlaczego miałaby się skończyć źle? Historia bardzo realna, a w przeznaczenie każdy chce wierzyć. 

Autorką powieści jest Aleksandra Tyl. Można o niej przeczytać, że jest, pewnie z wykształcenia, humanistką i romantyczką. Cóż da się odczuć to w tej powieści.  Relaksuje się podczas malowania akrylami na płótnie. Lubi czekoladę, czerwone wino i hiszpańską muzykę. Oprócz tej książki wydała jeszcze "Aleję bzów", która się cieszy świetnymi recenzjami i ja mam ochotę ja przeczytać.

A tę książkę polecam Wam dla relaksu, nie za bardzo zagmatwanego romansu, ale jednak i przyjemnej lektury, bo przecież nadzieja, na lepsze jutro, zwłaszcza wiosną, buduje.
Dlatego uważam, że książka ta powinna dalej wędrować i napawać nadzieją inne czytelniczki.


Tę książkę zaliczam również do wyzwania Sardegny.

środa, 21 marca 2012

Rozwiązanie konkursu - wiosna - i ciekawa audycja w temacie :-)

To zacznę od, jak sądzę, dla Was najważniejszego czyli wyników pierwszego uwolnienia książki.

Pomagała mi Marysia, trochę na opak zrozumiała "wyciągnij jedną karteczkę", ale i to opanowałyśmy i z radością ogłaszamy, że wygrywa ostatnia pozostawiona w misce karteczka :-)

Tradycyjnie napiszę, że nie lubię swojego głosu, zwłaszcza jak mam być operatorem, lektorem i matką opanowującą dziecko, i sytuację w jednym :-) Nie wiedziałam na czym się skupić, dlatego trochę bez entuzjazmu ogłosiłam zwyciężczynię, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz :-) dubel nie wchodził w grę.

Z tego co pamiętam, to masz chyba jakieś wtyki u Marysi ;-)
Proszę wyślij mi swój adres, na który mam wysłać książkę.


Wszystkim dziękuję za udział w zabawie i za niedługo zapraszam do kolejnego rozdania.


******************************************************


W nawiązaniu do nagrody chciałabym Wam polecić przesłuchanie audycji w radiowej Dwójce, która była 19.03, a teraz można ją odtworzyć w internecie.



Ciekawa rozmowa Ewy Stockiej-Kalinowskiej z autorem "Podróżnika stulecia" Andresem Neumanen.
Polecam.

*****************************************************


I oczywiście wiem, że dzisiaj nie jest pierwszy dzień wiosny. Wczoraj był, zaczął się o 6.14 rano. Ale ważne, że przyszła i w sumie to dobrze, że do 2047 roku będzie przychodziła dzień lub dwa wcześniej :-)




Wiosennego dnia Wam życzę.

czwartek, 15 marca 2012

Zapraszam do konkursu :-) - przypomnienie

Chciałabym Wam przypomnieć o konkursie, który zorganizowałam już jakiś czas temu :-)


Pytanie brzmi: jakie miejsce na świecie chcielibyście/chciałybyście odwiedzić i dlaczego?


Konkurs znajduje się TUTAJ.


Dziękuję osobom, które już odpowiedziały i zachęcam resztę :-)



Wyniki będą 21 marca w pierwszy dzień tak upragnionej wiosny. :-)




Zapraszam.

środa, 14 marca 2012

"Mężczyzna, który się uśmiechał" - Henning Mankell

Do tego czasu ochy i achy na temat nazwiska Wallander, a co za tym idzie i Mankell, były mi zupełnie obce. Z powodu nieoglądania telewizji również jego serialowe przygody były mi nieznane. To się jednak zmieniło i wygrana w konkursie audiobookowym umożliwiła mi poznanie jednej opowieści o tym szwedzkim komisarzu policji.

W historii zatytułowanej "Mężczyzna, który się uśmiechał" poznałam Kurta Wallandera w dość ciężkim okresie życia. Od roku był na zwolnieniu lekarskim, gdyż nie mógł się pozbierać po zastrzeleniu człowieka. Przestępca, bo przestępca, ale człowiek i Wallanderowi to ciążyło. Do tego stopnia, że postanowił odejść z policji. Sytuacja się zmieniła, gdy został zamordowany jego kolega, prawnik Torstensson, który kilka dni wcześniej zwierza mu się, że nie wierzy w przypadkową śmierć swojego ojca, też prawnika. Kurt Wallander przyjął tę sprawę, która komplikuje się z chwili na chwilę i odkrywa kolejne zabójstwa z nią związane. Co najgorsze trop biegnie do zamku w Farnholmie, którego właściciel jest milionerem i filantropem...

No i zostałam pokonana. Nie mogłam się oderwać od słuchania. Robiłam to w każdej wolnej chwili i w mniej wolnych też. Pierwszy raz podczas słuchania audiobooka odniosłam wrażenie, że jest to zła forma dla tego skandynawskiego kryminału. Chciałam krzyczeć: "Panie Adamie, proszę szybciej, niech Pan nie wlecze tak tej opowieści, co dalej, co dalej." Tak bez dwóch zdań, jeżeli miałabym tę książkę w formie papierowej pochłonęłabym ją w o wiele krótszym czasie, na pewno.
A tak słuchałam lektora, Adama Ferency, pijąc melisę na uspokojenie, by nie korciło przyspieszanie opowieści. Obawiam się, że jego głos tak mi pasuje do tego kryminału, że teraz, w każdej innej książce i tak będzie kojarzył mi się z Kurtem Wallanderem. Cóż, Adam Ferency, to świetny aktor, a teraz wiem, że i świetny lektor. Z drugiej strony dobry lektor pewnie potrafi wyzbyć się tonu z jednej powieści czytając drugą.

Warta uwagi jest też osoba samego autora. Henning Mankell zaliczany jest do najpopularniejszych pisarzy szwedzkich, a jego książki publikowane są w trzydziestu dziewięciu krajach. Mieszka on na zmianę w Szwecji i w Mozambiku. Poza pisaniem książek dla dorosłych jest autorem książek dla dzieci i młodzieży, za które został uhonorowany Nagrodą Astrid Lindgren w 1996 roku. Zdobył również prestiżową, niemiecką Nagrodę Tolerancji w 2004 r.  Ponadto  jest dziennikarzem i człowiekiem teatru. 

Co takiego ma w sobie kryminał skandynawski, że już na samo hasło czytelnik wie, że czeka go dobra lektura? Jeszcze tak do końca nie wiem. Jednak nie zmienia to faktu, że ze Skandynawii na polskim rynku jest wiele wydanych kryminałów i cieszą się one rosnącą popularnością. Znalazłam nawet stronę w internecie poświęconą temu gatunkowi, www.deckare.pl , polecam i Wam.

Wracając do mężczyzny, który się uśmiechał" to książka ta od razu mnie wciągnęła. Klimat jaki stworzył autor i dawkowane napięcie po prostu czułam i nie mogłam się oderwać od słuchania. To jest moja pierwsza powieść tego pisarza jaką poznałam i tego gatunku, dokładniej, kryminału skandynawskiego. Jestem pewna, że nie ostatnia. I szczerze polecam ją innym.


Audiobook ten zaliczam do  wyzwania u Sardegny.

poniedziałek, 12 marca 2012

"Świat z papieru i stali - okruchy Japonii.

Tak się zastanawiam, co masz w sobie Japonio, że nas tak pociągasz? Tak różnych i w różnych dziedzinach. Jak ty to robisz? Czy to na płaszczyźnie duchowej, czy materialnej, czy samej technologii, zadziwiasz, zachwycasz, przerażasz, ale nigdy nie pozostajesz nam obojętna. Bo czy świadomie, czy też nie, czerpiemy z ciebie codziennie. 

Siedząc wygodnie w fotelu, z kubkiem aromatycznej herbaty odbyłam podróż, tak odległą, tak przyjemną i tak zachęcającą do dalszych odkryć. To wszystko za sprawą niepozornej książki, "Świat z papieru i stali - okruchy Japonii". Jest to zbiór esejów różnych autorów z całego świata, rzec by można; pod redakcją Martyny Taniguchi  i Aleksandry Watanuki, który ukazał się nakładem wydawnictwa Waneko. Już sam projekt okładki przyciąga wzrok i budzi moje zainteresowanie.

Felietony podzielono tematycznie. Pierwszy zbiór dotyczy historii, tradycji i kultury. Czytałam z zaciekawieniem, chociaż niektóre zasady samurajów czy podziału dzielnic w mieście trudno mi było zrozumieć. Za to z szacunkiem przyjęłam ważność Nowego Roku dla Japończyka i wiem ile "szczęścia" kryją w sobie jenówki. 
W następnej części zatytułowanej "Japonia dziś" dane mi było odwiedzić rodzinę cesarską. I dopiero z kart tej książki dowiedziałam się, że muzyka Chopina cieszy się w Japonii niesłabnącą popularnością. Uśmiecham się sama do siebie myśląc o konkursach chopinowskich, rzeczywiście, na nich jest sporo przedstawicieli tego kraju. 
Książka ta zawiera bardzo ciekawy zbiór felietonów na temat mangi. Dla mnie, laika w tej dziedzinie, była to ciekawa lektura. I choć już jakiś czas temu zostałam sprowadzona na ziemię w sprawie pszczółki Mai, to jakoś iskierka niesprawiedliwości się tli i oszukanego dzieciństwa. Z premedytacją zganiam winę na poprzedni ustrój polityczny i sprawę zamykam. Nie zmienia to faktu, że Totoro pokochałam miłością bezwarunkową już jakiś czas temu i nie pogniewałabym się za takiego sąsiada.
Za kuchnią japońską natomiast nie przepadam, o ile poczytać mogę, to z konsumpcją już gorzej. Z drugiej strony, jak sobie tak pomyślę, to z kuchni polskiej też nie gustuję, delikatnie mówiąc, w każdej potrawie.

I tak moja podróż się kończy. Podróż przyjemna i bogata poznawczo. Urozmaicona wieloma zdjęciami i rysunkami mangistów. Podróż, która nie tyle tylko dała, co rozbudziła ciekawość do dalszego poznania.
Była w tej książce jeszcze jedna część, cała autorstwa Aleksandry Watanuki, pod tytułem "W normalnej Japonii". Dla niewtajemniczonych  napiszę, że ta książka, to część pierwsza tryptyku JAPONIA*KULTURA*MANGA, dwie kolejne części to "Japoński codziennik" autorstwa tejże pani. Stąd też, te kilka rozdziałów w tej książce odebrałam jako ciekawy wstęp do "Codziennika", hm, zobaczymy. O jego pierwszej części czyli tomie 2 napiszę już wkrótce.
Natomiast tę książkę polecam Wam bez dwóch zdań, bardzo ciekawa pozycja.

czwartek, 1 marca 2012

Marzec z Marią - wyzwanie Lirael

Dzisiaj rozpoczyna się wyzwanie czytelnicze na blogu Lirael. Przez miesiąc marzec trzeba zapoznać się, chociaż z jedną książką Marii Kuncewiczowej albo pozycją poświęconą jej twórczości, czy osobie. Postanowiłam i ja dołączyć, bo przyznać muszę, że nic tej autorki nie znam. Tak wiem, wstyd.






Na domowej półce znalazłam jej jedną książkę, ucieszyłam się bardzo. Cenię sobie biblioteczkę po babci mojego męża, jest tam dużo perełek :-), a mowa tu o "Dwóch księżycach".


Z biblioteki pożyczyłam tyle, ile było. A oprócz Kuncewiczowej jeszcze więcej, bo mi ją zamykają na dwa miesiące z powodu remontu, ale zapasy są, więc w sumie nie narzekam.

Nie wiem ile uda mi się z nich przeczytać i nie wiem też, od której zacznę. Tzn. przeczytam wszystkie, ale czy w marcu, czas pokaże :-)