wtorek, 18 grudnia 2012

Wiersze na Boże Narodzenie - Dorota Gellner


Z PAMIĘTNIKA MAŁEGO CZYTELNIKA

Idą święta. Tak powiedziała mama i dostałam prezent. To znaczy duży list z książką w środku. Lubię listy od Kanapy, zawsze fajne książki mi przysyłają. Teraz jest zima. Trochę głupie jest to ubieranie i nie wygodne, ale lubię zabawy na śniegu. Mikołaja też lubię i nie rozumiem, dlaczego mama na swoich starych zdjęciach z Mikołajem płacze. Może wtedy nie było fajnych prezentów? Nie wiem. A może to ten Mikołaj? Nikt mu nie doradził jak ma wyglądać i dzieci się bały. Nie ważne, teraz Mikołaje wyglądają ładnie i mama też już nie płakała, jak poszła ze mną do mojego.

Ale chciałam opowiedzieć o książce. Jest piękna. W twardej oprawie, jakby posypana pudrem i błyszczącymi gwiazdeczkami. Wygląda na to, że przygotowały ją elfy, bo jest czerwono – zielona, jak ich kubraczki. Są to „Wiersze na Boże Narodzenie”, które napisała pani Dorota Gellner. Bardzo mi się podobają. W czasie czytania, to znaczy mama czytała, a ja przewracałam kartki, udawałyśmy, że jesteśmy w tej baśniowej krainie. Przecież każde dziecko wie, że tak naprawdę się nie da, ale mama mi kiedyś wytłumaczyła, że jak się pociągnie za odpowiednią dźwignię wyobraźni, to świat staje się fantastyczny, a w tym świecie wszystkie marzenia się spełniają. I właśnie takie są te wiersze, nawet nie trzeba szukać tej dźwigni. Wystarczy przeczytać o Białych Snach, Górze Prezentowej, a już się w Świąteczną Noc maszeruje w Orszaku Mikołajowym. Każdy z nich jest osobną opowiastką i brzmią bardzo rytmicznie, że chciałoby się zaśpiewać, choć nie leci żadna muzyka. Czasami nie chce mi się przewracać kartki na kolejną stronę, bo obrazki są tak piękne, że mimo iż do wierszy, to opowiadają swoją własną historię. Dowiedziałam się, że to są ilustracje i namalowała je pani Dorota Rewerenda-Młynarczyk. Są idealne i bardzo magiczne.
Autorka, pani Dorota Gellner jest bardzo znana i dużo wierszy dla dzieci już napisała. Mam w domu jej dwie książeczki. Najbardziej lubię „Bajeczkę”, jak to mówi mama, książeczka jest trochę sfatygowana, ale to znaczy, że bardzo ją lubię. Poza tym wiem, że napisała też piosenki dla Fasolek, to taki zespół dziecięcy z czasów mamy, ale i teraz ja lubię go słuchać. Te piosenki to „Zuzia, lalka nieduża”, „A ja rosnę” i „Ogórek zielony”. Znacie je? Chyba wszyscy je lubią. Ja bardzo. A teraz doszły jeszcze te wiersze o Bożym Narodzeniu. Też byście je polubili, naprawdę. Mama twierdzi, że Wilga wydaje porządnie książki, zupełnie jakby te elfy w ogóle ją nie przekonywały. Myślicie, że jedno nie wyklucza drugiego, też tak myślę.
A dla Was na zachętę mam wierszyk otwierający tę książeczkę:
„Chodzą Święta po ulicach
w kolorowych rękawicach,
w ciepłych butach
na kożuchu -
białe Święta
w białym puchu.
Więc otwórzmy drzwi szeroko:
- Wchodźcie!
Wchodźcie jak co roku!”

Pozdrawiam,
Marysia


PS. Dziękujemy portalowi nakanapie.pl za książkę! :-)

środa, 5 grudnia 2012

"Zwyczajny facet" - Małgorzata Kalicińska

Jak już wspominałam, czytam sobie spokojnie biografię Miłosza, dziesięć lat pracy Andrzeja Franaszka, a że nastroje ciążowe różne, to dla rozluźnienia sięgnęłam po "Zwyczajnego faceta" Małgorzaty Kalicińskiej, bo już stał na tej półce i stał, w świat by poszedł, a ja jeszcze nic tej autorki nie czytałam, to stwierdziłam, że spróbuje, a co tam.

Historia z życia wzięta. Wiesiek, inżynier od statków po zamknięciu stoczni zostaje na bezrobotnym i żadnej pracy znaleźć nie może. W domu dwójka już prawie dorosłych dzieci i nadpobudliwa żona, awanturnica niezauważająca swojej winy, no choleryczka. 
Pierwsze, co sobie pomyślałam, to że pierdoła facet, ale w końcu przestałam, bo i on do takich wniosków doszedł, a emigracja zarobkowa z mozołem, bo z mozołem, ale wycisnęła z niego resztki męskości.
W ciąży jestem i może przez to jakaś taka emocjonalna za bardzo, ale coś polubiłam tego Wieśka i niezmiernie ciekawa byłam zakończenia, bo niby większa część książki to retrospekcje i wspomnienie koszmarnego małżeństwa, ale tak coś czułam, że wstęp nie zapowiada zakończenia i bardzo jestem autorce wdzięczna, za takie jakie napisała, nie chciałabym innego, to jest idealne.

Samej autorki nikomu przedstawiać nie trzeba. Małgorzata Kalicińska grono czytelników i telewidzów zdobyła Rozlewiskiem. Nie czytałam, nie oglądałam i jak na razie mnie nie ciągnie, ale "Zwyczajnego faceta" polubiłam i z wielką przyjemnością przeczytam "Irenę", którą dostałam przez losowanie u Sabinki

"Zwyczajnego faceta" nie można zaliczyć do książek fenomenalnych, jak mówię, idealny przerywnik przy cięższej lekturze, ale z drugiej strony daje ten zapalnik, by się zastanowić, porozglądać dookoła, poobserwować, wysnuć wnioski. Chcę, czy nie chcę, ale muszę przyznać, że i odbiór książki różnił się będzie od wieku i doświadczeń czytelnika, niestety, ta książka rządzi się swoimi prawami i trzymam kciuki za wszystkich zwyczajnych facetów.