Kolejna włóczykijka zawitała w me progi. Tym razem była to książka Aleksandry Tyl "Miłość wyczytana z nut".
Jest to historia 28-letniej Elizy pracującej jako świetliczanka, która prowadzi samotne, spokojne życie. Poznaje Adama, lekarza i zaczyna z nim się spotykać. W tym samym czasie na jej drodze pojawia się dawno niewidziany kolega Bruno, romantyczny skrzypek, dawna miłość Elizy, jednak teraz niechciana. Mimo, że podchodzi ona do całej tej sytuacji racjonalnie, to jednak romantyczne wyznania Bruna nie dają jej spokoju. Sytuacja zdaje się sama rozwiązać, gdy Bruno wyjeżdża na koncerty do Rosji, a ona spędza weekend z Adamem. Wtedy zdaje sobie sprawę, że kocha skrzypka. Niby romantycznie i gładko, tylko noc spędzona z Adamem, po za dużej ilości wypitych alkoholi daje o sobie znać po dwóch miesiącach na pasku ciążowego testu...
Książkę czyta się błyskawicznie. Jest lekka, łatwa i przyjemna, i taka przewidywalna, choć zupełnie mi to nie przeszkadzało. Widać potrzebowałam takiego romantycznego uniesienia w lekturze. Pewnie to przez tę wiosnę w kartkę, którą mamy za oknem. W sumie nie dziwię się Elizie, że nie mogła wybrać tak od razu, który z mężczyzn ma być u jej boku, sama bym nie wiedziała (który dla niej), bo muszę się przyznać, że zastanawiałam się o co jej chodzi z tym Adamem, przecież z tego co chciała, to on był dla niej odpowiednim kandydatem. Ja uwielbiam Bacha i Rachmaninova, i skrzypce więc Bruno w ogóle nie miałby rywala. ;-) Ale nie o mnie tu mowa, ja na szczęście mam męża, z którym podzielam pasje muzyczne :-)
Nie dało się nie przewidzieć, że książka musi się dobrze skończyć, ale przecież dlaczego miałaby się skończyć źle? Historia bardzo realna, a w przeznaczenie każdy chce wierzyć.
Autorką powieści jest Aleksandra Tyl. Można o niej przeczytać, że jest, pewnie z wykształcenia, humanistką i romantyczką. Cóż da się odczuć to w tej powieści. Relaksuje się podczas malowania akrylami na płótnie. Lubi czekoladę, czerwone wino i hiszpańską muzykę. Oprócz tej książki wydała jeszcze "Aleję bzów", która się cieszy świetnymi recenzjami i ja mam ochotę ja przeczytać.
A tę książkę polecam Wam dla relaksu, nie za bardzo zagmatwanego romansu, ale jednak i przyjemnej lektury, bo przecież nadzieja, na lepsze jutro, zwłaszcza wiosną, buduje.
Dlatego uważam, że książka ta powinna dalej wędrować i napawać nadzieją inne czytelniczki.
Tę książkę zaliczam również do wyzwania Sardegny.
Ja czytałam "Aleję Bzów" autorstwa pani Aleksandry i też jest to przyjemna i optymistyczna lektura.
OdpowiedzUsuńA na tę pewnie jeszcze trochę poczekam...
Ja pewnie poczekam sobie na "Aleję bzów". Pozdrawiam.
UsuńNie miałam jeszcze sposobności by zapoznać się z "Miłością wyczytaną z nut", chociaż zapowiada się naprawdę fajnie. Z pewnością nie zaliczymy jej do grona literatury wybitnej ale i takie "odmóżdżacze" z całą pewnością są nam do szczęścia potrzebne.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, że czasami na nic innego nie ma się ochoty.
UsuńOstatnio nie mam nastroju na takie, zazwyczaj rozczarowują. Z lekkich to teraz zaraziłam się Norą Roberts ;-)
OdpowiedzUsuńU mnie na półce czeka jedna Roberts, ale nie wiem, kiedy po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuń