piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt!

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałam Wam życzyć radości, rodzinnego ciepła i wszelkiej pomyślności!



"W Wigilię Bożego Narodzenia
Gwiazda Pokoju drogę wskaże.
Zapomnijmy o uprzedzeniach,
otwórzmy pudła słodkich marzeń.
Niechaj Aniołki z Panem Bogiem,
Jak Trzej Królowie z dary swemi
staną cicho za Waszym progiem,
By spełnić to, co dotąd snami.
Ciepłem otulmy naszych bliskich
I uśmiechnijmy się do siebie.
Świąt magia niechaj zjedna wszystkich,
Niech w domach będzie Wam jak w niebie." (autor mi nieznany)


Chociaż częściowo chciałam dołączyć do choinkowej akcji Sil, dzisiaj wyjeżdżam, dlatego ode mnie choinka zeszłoroczna u teściów i Marysia w roli głównej:-)



Wesołych Świąt!

środa, 21 grudnia 2011

Anatomia Jogi

Leslie Kaminoff jest twórcą międzynarodowej szkoły terapii jogi skoncentrowanej na oddechu. Wykłada anatomię na uniwersytecie w Nowym Jorku. Jogę praktykuje od ponad 20 lat.
            Sharon Elis stworzyła grafiki zawarte w książce. Od ponad 25 lat pracuje, jako ilustratorka medyczna. Jej prace wielokrotnie nagradzano. Publikowane są w książkach i magazynach medycznych.
            Autorką jest również Amy Matthews, która była odpowiedzialna za szczegółowe i nowatorskie analizy asan, które jak twierdzi Leslie Kaminoff „stanowią esencje tej książki”.
Ze wstępu książki:
„Perspektywa jogiczna przyjęta w tej książce opiera się na budowie i funkcjonowaniu ludzkiego ciała. Praktyka jogi kładzie nacisk na związek oddechu z prawidłowym funkcjonowaniem kręgosłupa, dlatego poświęcę mu szczególną uwagę. Joga stanowi czynnik integrujący w studiowaniu anatomii poprzez przyglądanie się pozostałym strukturom ciała przez pryzmat ich relacji z oddechem i kręgosłupem. Ponadto świadomość anatomii jest dla praktyków jogi ważnym narzędziem służącym bezpieczeństwu ciała oraz zakorzenieniu umysłu w rzeczywistości.” (s.13)

            Joga to integracja umysłu, oddechu i ciała.

W tym kontekście książka ta przedstawia fundamentalne zasady leżące u podstaw wszystkich systemów jogi. Pierwszy rozdział książki poświęcony jest dynamice oddychania. Rozpoczynając od znaczenia pojedynczej komórki w organizmie autor odzwierciedla w niej podstawowe pojęcia dla jogi: prana/apana, sthira/suksa i płynnie przechodzi do struktury i funkcji oddechu.

„Jeśli dbasz o wydech, wdech sam zadba o siebie”. (s.18)

Ćwiczenia jogi stymulują oddychanie, są bardzo przydatne i ułatwiają dostosowanie prawidłowego oddychania do różnych czynności i pozycji naszego ciała, na co dzień.
Drugi rozdział poświęcony jest kręgosłupowi i jego wyjątkowej roli.
Nigdy nie patrzyłam na jogę tak „anatomicznie”. Te dwa rozdziały niesamowicie na mnie zadziałały. Otworzyły mi oczy i zdałam sobie sprawę, że same układy w jodze to nie wszystko. Muszę się przyznać, że swoją przygodę z jogą zaczęłam jakby od końca, a to, co do tej pory wiedziałam o prawidłowym oddychaniu, to bardzo niewiele.
Dużo ciekawych informacji autor przekazuje też na temat samych asan. Chce żeby ta książka była inspiracją do badania własnego ciała, a nie tylko poradnikiem do schematycznego powtarzania ćwiczeń.

Oczywiście osiemdziesiąt procent tej książki to analiza poszczególnych pozycji, ich klasyfikacja i poziom. Opis, jaką pracę wykonują stawy i mięśnie oraz trudności i wskazówki do poprawnego wykonania danego ćwiczenia.
„Joga. Ilustrowany przewodnik anatomiczny” Lesliego Kaminoffa wydało Studio Astropsychologii w 2010 roku. Książka ta jest bardzo porządnie wydana. W twardej oprawie, na wysokiej jakości papierze. Pomimo iż cena nie należy do najniższych to uważam, że książka poprzez swoją zawartość jest jej warta. Jednak zdaję sobie sprawę, że może wiele osób zniechęcić.

Dla mnie to wspaniała pozycja. Swój poranny zestaw ćwiczeń zaczęłam wykonywać bardziej świadomie. Już wiem, że przy różnych pozycjach nie muszę mieć jednego, tego samego miarowego oddechu. Z większym zrozumieniem wykonuję poszczególne asany, a gdy odczuwam ból to sięgam po tę książkę i już wiem, dlaczego tak a nie inaczej staw, ścięgno czy mięsień się zachowały i uczę się korygować.
Jeżeli interesuje Was głębsze poznanie nie tylko jogi, ale i własnego ciała, to serdecznie polecam Wam tę książkę. Mnie do siebie przekonała.


Za tę wspaniałą książkę bardzo dziękuję wydawnictwu:

poniedziałek, 19 grudnia 2011

"Triumf owiec" - Leonie Swann

Leonie Swann jest absolwentką psychologii marketingu i reklamy, filozofii i literatury angielskiej w Monachium i w Berlinie, gdzie obecnie mieszka. Swój doktorat pisała o roli zwierząt w literaturze angielskiej. Badania te zainspirowały ją do napisania kryminalnej powieści filozoficznej „Sprawiedliwość owiec”. Przeczytałam ją i byłam zachwycona, dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po drugą część przygód owiec z zielonej wyspy, „Triumf owiec”.

            Po tragicznej śmierci pasterza George’a  opiekunką owiec zostaje jego córka Rebeka. W testamencie dodatkowo jest napisane, że ma owcom codziennie czytać, niestety i opieka weterynarza też tam jest, ale co najważniejsze Rebeka ma je zabrać w podróż do Europy. Tym o to sposobem trafiają na pastwisko we Francji niedaleko starego zamku, w którym kiedyś był zakład dla obłąkanych. Aktualnie zadłużony zamek prowadzi syn zmarłego, szalonego psychiatry. Dodatkowo za płotem pasą się kozy, które poza tym, że śmierdzą, to są szalone i opowiadają o tajemniczym Garou – wilkołaku…
Fakty jednak są takie, że w lesie ktoś morduje i zostawia na widoku sarny, czyha na życie owiec i sama Rebeka jest w niebezpieczeństwie.
W przyczepie mieszka też matka Rebeki, szalona tarocistka, która wróży niebezpieczeństwo. Do tego występują płatni mordercy, gospodyni, prawniczka, opiekunka do dzieci pachnąca fiołkami, milczący pasterz kóz i jeszcze wielu innych.
Od lat nikt nie jest w stanie rozwikłać tej zagadki, dlatego owce z Glennkill musiały wziąć sprawy w swoje raciczki, bo:

„Ludzie myśleli albo za dużo, albo nie o tym, co trzeba. Najczęściej za mało myśleli o owcach. A jeśli trafiali na coś, o czym nie umieli myśleć, to całkiem się gubili – jak małe jagnięta.” (s.92)

            Książka ukazała się w 2010 roku nakładem wydawnictwa Amber. 461 stron czyta się jednym tchem, a okładka idealnie komponuje się z częścią pierwszą.
„Triumf owiec” nazwany jest thrillerem, a zarazem komedią filozoficzną. I w tym, i w tym gatunku świetnie się odnajduje.

Do końca nie wiedziałam, kim jest Garou i jakie ma motywy. Z jednej strony książka trzymała w napięciu i zaciekawieniu, a z drugiej była świetną rozrywką z kilkoma parsknięciami śmiechu. No i jak to na powieść filozoficzną przystało uniwersalne prawdy też są:

„Jeśli życzysz sobie, żeby coś się stało, to musisz się zatroszczyć o to, żeby się stało”. (s.47)

„Sam warunek, że chce się odejść niezbyt pomagał, jeśli nie wiedziało się, dokąd chce się odejść”. (s.191)

            Owce są obdarzone ludzkimi cechami charakterów bądź, co bądź, jednak pozostają sobą – owcami i na świat patrzą przez zapachy, pełne brzuszki i poczucie bezpieczeństwa.
Książkę polecam dosłownie każdemu. Jest zagadka, morderstwo, a nawet kilka we wspomnieniach, jest i fantastyka, i obyczaj, i nawet szczypta romansu też.

Miłej lektury!

piątek, 16 grudnia 2011

Karty Do Czytania Mojej Duszy

Nie ma chyba osoby, która chociaż raz nie "rozkładała sobie kart" osobiście czy rękami kogoś innego :-) lub chociażby pasjansa.  Mam rację? Czy to zbyt śmiała teza? :-)

Ja znam do takich celów już trzy rodzaje kart. Te tradycyjne, z damą, królem i asem oraz Karty Tarota, a ostatnio dzięki wydawnictwu Studio Astropsychologii poznałam Karty Do Czytania Mojej Duszy
Karty te stworzyła Sylvia Browne bestsellerowa autorka New York Timesa i medium znane na całym świecie. Regularnie gości w programach takich jak The Montel Williams Show i Larry King Live oraz w innych mediach. Jej książki, które ukazały się w Polsce to: "Świątynie po drugiej stronie" oraz "Sekretne stowarzyszenia".

Ze słów samej twórczyni:
"Im częściej będziesz używać tych kart, tym lepiej zrozumiesz swe duchowe szlaki. Karty mogą przemawiać do Twoich własnych intuicyjnych zdolności, ale pamiętaj, że ten zestaw jest tylko pojazdem, który umożliwi Ci podróż do doskonalenia Twojego wspaniałego wnętrza.
(...) nie ma to nic wspólnego z jedną wiarą, więc weź ze sobą to, czego potrzebujesz lub pragniesz, lub to, co czujesz, że jest dla Ciebie dobre... i odrzuć całą resztę. Nie pozwól niczemu i nikomu kontrolować swojego życia. Po prostu raduj się tymi kartami i zobacz, jak szybko udowodnią, że są dla Ciebie idealne".



Karty te można rozkładać wg określonej konfiguracji lub też używać pojedynczo do medytacji.
I tu zaczyna się mój dylemat. Nie zagłębiając się w temat (będzie jeszcze okazja w innych postach :-) ) trochę medytuję. I jak jeszcze mogę się zgodzić, że pojedyncze  karty mogą być natchnieniem do rozważań, gdyż zawierają uniwersalne prawdy czy ogólne motywacje. To już przy rozkładzie czar prysł. Zastanawiam się jeszcze nad opcją, ze czegoś nie dostrzegam, nie jestem w stanie przeczytać, po prostu nie widzę. 
Już Wam tłumaczę o co chodzi: otóż, w instrukcji nie ma podanego znaczenia położenia jednej karty, co trochę mnie zniechęciło. Jakoś w innych recenzjach tego nie wyczytałam, więc może tylko u mnie taki psikus, a może nie jest mi dane rozkładanie tych Kart.

Nie ma wątpliwości jednak w to, że Karty są pięknie wydane i umieszczone w pudełku, które przy używaniu na pewno się nie rozleci.

Muszę się przyznać, że mimo wszystko lubię je przeglądać i czytać zawarte w nich myśli. Czasami lecę jedna po drugiej, a czasami nawet nie wiem, na jak długo zatrzymuję się nad jedną.

A jakie jest Wasze zdanie co do takich kart?


Za Karty bardzo dziękuję wydawnictwu:

środa, 14 grudnia 2011

SOLO Soni Raduńskiej

Jolanta Włoch, pisząca pod pseudonimem Sonia Raduńska, jest psychologiem, pisarką, felietonistką. W swoim dorobku literackim ma już trzy książki, "Białe zeszyty" (2005), "Kartki z białego zeszytu" (2008), a trzecia to "SOLO" (2011), po której lekturze właśnie jestem.

Jak głosi informacja na skrzydełku okładki: "SOLO to intymne zapiski dojrzałej kobiety, szczęśliwej w samotności i pomimo jej. Sensualny, poetycki głos człowieka zaprzyjaźnionego ze sobą i z własnym życiem."

I o tym właśnie jest ta książka. Te krótkie zapisane myśli tworzą wręcz czasami rodzaj sentencji. Kwitują myśli i czyny. Stawiają przysłowiową kropkę nad "i" ludzkiej codzienności. Z jednej strony czytając tę książkę miałam wrażenie, że wkraczam w prywatny świat autorki, a z drugiej, ten świat stawał mi się tak bliski, tak znajomy, że nie mogłam się oderwać od lektury.

Książkę tę można, ale nie trzeba czytać od deski do deski. Można po nią sięgnąć i otworzyć na przypadkowej stronie i czytać, i czytać, i czytać.
"Życie bez lustra odchudza ego, odbiera mu główny wymiar: wygląd zewnętrzny i wszystko, co się z tym wiąże. Jakie byłoby życie zupełnie bez luster? Czy przeglądając się w oczach innych ludzi, człowiek byłby bardziej wolny, czy jeszcze mocniej zniewolony?" (s.27)

Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Dobra Literatura i otwiera Serię z różą, pod której znakiem mają być wydawane książki dla osób poszukujących piękna w sobie. Książki, które będą napełniały nas optymizmem i wiarą w siebie. Będą przy tym zmysłowe i inspirujące. Tak sobie myślę, że będę tej serii na bierząco wypatrywała. I jak każda będzie choć w połowie tak wciągająca jak ta, Soni Raduńskiej, to będę zadowolona.

Potrzebujemy takich książek, by uwierzyć we własne myśli i działania. Te zapiski pokazują jak działać, by rozwijać siebie. Wystarczy systematyczność i metodą małych kroczków możemy osiągnąć chociażby wewnętrzny, duchowy sukces.

"Jak ja się cieszę swoim życiem! Jego zupełną zwyczajnością! Kupowaniem twarogu i melisy, siedzeniem na balkonie, patrzeniem na ludzi, na koty, jedzeniem malin z jogurtem, zamiataniem kuchni, czytaniem!" (s.196)

Ja zaczęłam od systematycznych zapisków. Nie muszą to być strony, czy kartki. Wystarczy kilka zdań. To dużo daje. Ich analiza też, nawet krytyczna.
Bardzo Wam polecam tę książkę i mam nadzieję, że znajdziecie w niej tyle dobrego co ja.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu:

piątek, 9 grudnia 2011

Wrocławskie Promocje Dobrych Książek 2011

Wspomnienia już trochę się uleżały i w końcu zebrałam się w garść, by podzielić się nimi z Wami.


Wszystko rozpoczęło się w czwartek, 1 grudnia. Jak co roku Targi Książki były w Muzeum Architektury, a spotkania autorskie odbywały się w Galerii BWA. 


Pierwszego dnia udałam się do Galerii na spotkanie poświęcone książce Heinrich Kunstmann - Tymoteusz Karpowicz. Listy 1959-1993 z udziałem redaktora książki prof. Marka Zybury. Spotkanie uważam za bardzo udane. Wiele ciekawych historii i anegdot opowiadał pan prof. Zybura o przyjaźni Kunstmanna i Karpowicza warto było posłuchać. Uczciwie muszę przyznać, że mnie bardziej zainteresowała postać Heinricha Kunstmanna. Niewątpliwie ten człowiek i jego żona również w znacznej mierze przyczynili się do rozpowszechniania literatury polskiej na zachodzie. Pomogli wielu polskim pisarzom zaistnieć na międzynarodowym rynku wydawniczym.  Poznanie życia i działalności tego slawisty i tłumacza, to pierwsze z moich literackich postanowień na 2012 rok. :-)
Muszę też wspomnieć, że spotkanie poprowadził Jan Stolarczyk, redaktor m.in. tomów Tadeusza Różewicza.


Niestety ten dzień był bez zdjęć, zawdzięczam to swojej pamięci.


W piątek udałam się z Marysią do Muzeum Architektury pooglądać zawartość stoisk i spotkać się z przyjaciółmi, Iwoną i Antonim Matuszkiewiczami, nota bene pisarzami, mieszkającymi obecnie w Czechach. Marysia całe spotkanie przespała nie zważając na żadne targowe odgłosy. Tu muszę napomknąć, że w piątek jeszcze tłumów nie było i dało się między stoiskami przejechać spacerówką ;-)


Na tym tarasie wewnątrz muzealnym udało się nam wypić kawę i trochę porozmawiać. Później Matuszkiewicze udali się na promocję Pomostów, Dolnośląskiego Rocznika Literackiego, w którym była zamieszczona poezja Antoniego, a my niestety do domu, dziecko rządzi się własnymi prawami, jeść chce itp.itd. ;-)


Za to wieczorem, już samotnie wybrałam się do Galerii na spotkanie: Gdyby cała Afryka... po 40 latach.  Była to dyskusja z udziałem krytyka literackiego dr Urszuli Glensk, afrykanisty Konrada Czernichowskiego  i redaktor książki  Bożeny Dudko o wznowionej przez Angorę książce Ryszarda Kapuścińskiego Gdyby cała Afryka... Spotkanie prowadził red. Piotr Załuski, a gościem honorowym była Swietłana Aleksijewicz, która w tym roku została laureatką Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. (Jak dla mnie bardzo poruszająca książka, ale o tym później ;-) )


Na zdjęciu od lewej: p.Konrad Czernichowski, tłumaczka pani Swietłany, p.Swietłana Aleksijewicz,                  p. red. Bożena Dudko i p. dr Urszula Glensk.
A tu jeszcze dodatkowo widać p. redaktora Piotra Załuskiego.


Muszę przyznać, że pięknego wydania doczekała się ta książka z dodatkowymi 35 zdjęciami autora. Wielu ciekawych rzeczy dowiedziałam się o Afryce i samym Ryszardzie Kapuścińskim.  Okazało się, że na spotkaniu jest też Marek Kusiba, tłumacz wierszy Kapuścińskiego na język angielski i jego przyjaciel. Spotkaniu towarzyszyła wystawa reportera. Piękne zdjęcia.


W sobotę oprócz ANIMADŁA czyli sali zabaw dla dzieci w Muzeum Architektury, wśród atmosfery książkowej i samych Moli Książkowych, miałam zaplanowane spotkanie z panią Swietłaną Aleksijewicz. Ale najpierw trochę zdjęć wnętrza murów Muzeum. :-)
Mole Książkowe, niestety dojrzałam je w ostatniej chwili i nie zdążyłam ustawić naszej kamerki używanej jako aparat.



Do ostatniej chwili myślałam, że ze spotkania z panią Swietłaną będą nici. Bo Michał w pracy, a Marysia może nie mieć ochoty ;-) na taką rozrywkę. Jednak moje dziecko jest wspaniałomyślne i dosłownie dziesięć minut przed rozpoczęciem usnęło! Biegiem udałyśmy się do Galerii i ustawiłyśmy na końcu sali. Bałam się, że głośność mikrofonów ją obudzi. Na szczęście nic, a nic jej to nie przeszkadzało. :-)
To jedyne zdjęcie jakie zrobiłam z tego spotkania. W dodatku telefonem.

Pomimo, że stałam czas minął mi bardzo szybko i zdradzę Wam jedynie, że teraz autorka pracuje nad kolejną książka, która też ukaże się w Polsce. Głównymi bohaterami będą dzieci i też to będą reportaże z wojennych wspomnień... Boję się, że i ta książka poszarpie moje emocje, ale wiem, że będę musiała ją przeczytać. 

W niedzielę był czas na zakupy :-) Całą familijną trójką udaliśmy się do Muzeum. Michał z Marysią udali sie na taras, na kawę ( tu trzeba przyznać, że ceny nie były wygórowane, a kawa bardzo smaczna) a ja wśród stoiska i oto tego skromny, ale zacny rezultat :-)
1. Broniewski. Miłość, wódka, polityka - Mariusz Urbanek
2. Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - Swietłana Aleksijewicz (z autografem i dedykacją dla mnie :-) ) wcześniej już pisałam o tej książce, ale był to egzemplarz z biblioteki. Recenzja TUTAJ
3. Opisanie małego świata - Antoni Matuszkiewicz
4. Podróże z Fantazją. Bajka Muzyczna - Lidia Długołęcka-Pinkwart, Sergiusz Pinkwart (też z dedykacją i autografem dla Marysi :-) )

No i zakładki magnetyczne od panów z wydawnictwa WAM, którzy zdradzili nam, że już niedługo możemy się spodziewać drugiej książki z przygodami Rico i Oskara, o której pisałam TUTAJ, a w Niemczech niebawem ukaże się trzecia. :-)

To by było na tyle, do zobaczenia na Promocjach za rok.