Ernesta Hemingwaya
raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. Z urodzonym w 1899, w Oak Park, w USA
pisarzem spotkaliśmy się na lekcji języka polskiego omawiając dla jednych
wspaniałą, a dla innych katorżniczą książkę „Stary człowiek i morze”.
Szczerze przyznam, że i dla mnie, w owych czasach, nie
była ona przyjemną lekturą. Nie odnalazłam w niej pasji. Opisy, zbyt długie,
nie zachęcały do czytania kolejnych stron. Po latach powróciwszy do lektury
zaczęłam rozumieć więcej.
Jednak moje spojrzenie
na tego pisarza oraz na prozę, którą pisał, zmieniło się zupełnie po
przeczytaniu książki „Sygnowano: Ernest Hemingway”, która ukazała się nakładem
wydawnictwa Iskry w 1979r.
Jest to zbiór artykułów
i reportaży z lat 1920 – 1956 w tłumaczeniu Bronisława Zielińskiego. Ze wstępu
możemy się dowiedzieć, że są to wygrzebane z prasy prace dziennikarskie Ernesta
Hemingwaya zebrane przez Williama White’a i przygotowane do druku.
W oryginale książka nosi
tytuł: „By-line: Ernest Hemingway”.
„By-line
story, to w dziennikarstwie amerykańskim tekst sygnowany nazwiskiem autora. (…)
jest to swego rodzaju nobilitacja dziennikarza w przeważnie anonimowej prasie
amerykańskiej.”
Ernest Hemingway swoje
pierwsze sygnowane teksty publikował w niedzielnym wydaniu dziennika „Toronto
Star”, gdzie naczelnym był twardy i wymagający John Bone. Był rok 1920 i autor
miał wtedy 21 lat.
Sam Hemingway o swoim
pisarstwie dziennikarskim wypowiadał się bardzo krytycznie.
„Jeżeli
się żyło z dziennikarstwa, terminowało w tym zawodzie, pisało na wyścigi z
czasem, z myślą o aktualności, nie o trwałości, to nikt nie ma prawa tego
wygrzebywać i zestawiać z tym, co człowiek napisał starając się pisać, jak
umiał najlepiej.”
Dlatego z pełną
świadomością zgłębiałam się w tę książkę zdając sobie sprawę, że gdyby autor
był nieśmiertelny nigdy by się nie ukazała.
W swojej korespondencji do różnych gazet Hemingway opisywał
to, co akurat przeżywał. Były to teksty myśliwskie, rybackie, ale też i o
sporcie, polityce czy literaturze. Opisywał swoje podróże, jak i czasy okrutne
dla świata. Był korespondentem wojennym.
Jak dla mnie, Ernest
Hemingway, to znakomity obserwator ludzi, zwierząt i wszelkiego najmniejszego
ruchu. Z każdym kolejnym artykułem wchodziłam w jego świat, świat realny, coraz
głębiej, a moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. W każdym zdaniu
czułam pasję i zaangażowanie.
Książka jest podzielona
na pięć części, a podział ten jest według lat i miejsc, w których autor był.
Czy ta książka pozwoliła
mi poznać bardziej samego Ernesta Hemingwaya? Tak. Na tyle, na ile sam autor
pozwala. Jego zainteresowania, opinie, jego kunszt pisarski. W jego opisach
przyrody można się zatracić. W dwóch zdaniach zobaczyć oczami wyobraźni
miejsca, w których przebywał. Widoki, które go zachwyciły, zaintrygowały, czy
też zbulwersowały. Zaznaczyć jednak trzeba, że nie ma w nich ni krzty fantazji.
Realizm bije z każdego słowa.
Książkę tą chciałabym polecić wszystkim, jednak zdaję
sobie sprawę, że nie każdego ona zachwyci. Na pewno jest to dobry tom dla
adeptów sztuki dziennikarskiej, warto poznać, jak pisze, bądź, co bądź mistrz w
tym fachu. Jest to książka również dla osób, które zatracają się w realnych,
naturalnych opisach przyrody, zachowań zwierząt, bo muszę napisać, że z
romantyczną stroną opisów, to mija się i to bardzo. I oczywiście jest to
książka dla osób, które lubią pióro Ernesta Hemingwaya. Sądzę, że będzie to dla
nich bardzo ciekawa lektura.
"Starego człowieka i morze" wspominam bardzo niemiło - to jedna z lektur przeczytana tylko i wyłącznie siłą woli. I było to jedyne moje spotkanie z Hemingwayem niestety.
OdpowiedzUsuńMoja mama uważa natomiast za jedną z piękniejszych książek "Komu bije dzwon", który z kolei ja planuję przeczytać... no już ładne parę lat:)
Wygląda na to, że ta książka może być ciekawą lekturą i pewnie jak się trafi okazja to przeczytam.
A przy okazji - kiedy zmieniłaś wygląd bloga? I co to za tajemnicze literki w nazwie?
I ja po tej książce zbieram się w sobie, by przeczytać "Komu bije dzwon", a mam ją w swojej biblioteczce... :-)
OdpowiedzUsuńWygląd bloga zmieniałam już parokrotnie odkąd odkryłam, że potrafię ;-)
A te tajemnicze literki pewnie za jakiś czas doprowadzą do konkursu i jeszcze to, że bez nich ten blog by nie istniał w tej nazwie ;-)
Mój brat jest wielkim fanem autora, mnie udało się przeczytać tylko "Stary człowiek i morze" - pewnie z przekory zablokowałam swoje czakry, no bo skoro czyta brat, to ja nie będę :) -, w każdym razie podobnie jak Anek, nie pałam do tej książki sympatią.
OdpowiedzUsuńKto wie, może kiedyś wrócę do lektury, a może uda mi się nawet pokochać Hemingwaya ;)
Mnie dopiero ta książka przekonała do tego autora :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawiłaś tymi opisami :).
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to się stało, ale "Stary człowiek i morze" nie był moją lekturą i uświadomiłam sobie, że do tej pory nie przeczytałam nic autorstwa Hemingway'a.