Kiedy zaczynałam czytać książkę Mariki Krajniewskiej „Zapach malin” zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie czytałam wcześniej recenzji na jej temat i wszelkie opinie też musiały umknąć mojej uwadze. Stąd też książeczka ta była dla mnie dużym zaskoczeniem.
Główną bohaterką jest Irena, która osiągając kolejne szczeble kariery jest gotowa na dużo, a nawet na bardzo dużo. Punktem zwrotnym staje się wypadek samochodowy, w którym bierze udział, a jej ciało zostaje sparaliżowane. Dopiero ta tragiczna sytuacja zmusza ją, by zatrzymała się również sama w sobie, powspominała, stanęła twarzą w twarz z własnym sumieniem. Jest to dla niej bardzo trudne i bardzo bolesne…
W książce tej występuje trzech narratorów. Pierwszym jest właśnie Irena, drugim natomiast jest Zuzanna, pielęgniarka ze szpitala. Darzy ona Irenę sympatią, jest dla niej wyrozumiała i dobra. Jednak jak dla mnie nie stosunek do Ireny jest tutaj najważniejszy, a to, jaka Zuzanna jest, na co dzień. Poznajemy kobietę, która obdarzona jest dobrem i miłością, a decyzje, jakie podejmuje w szczególności o tym świadczą.
Jest jeszcze świat prababki, nieznanej, tajemniczej. Istnieje ona przez słowa zapisane w starym pożółkłym dzienniku. Wkracza w świat Ireny w tym najtrudniejszym okresie, a opowieści te nie są usłane różami. To czas okrutnej wojny, gdzie zwykły człowiek walczy po prostu o to, żeby przeżyć.
Autorka tej książki, Marika Krajniewska jest dziennikarką i tłumaczką urodzoną w Petersburgu. Debiutowała w 2009 roku powieścią „Papierowy motyl”. Laureatka konkursów literackich. Jednak ja poznałam ją dopiero wraz z książką „Zapach malin”.
Czym był dla Ireny zapach malin? Wspomnieniem, tęsknotą, przeciwieństwem do zapachu dziecięcego mydła, goryczy i samotności, bólu i smutku. Książka ta jest niewielka, skromna w swojej objętości. A z drugiej strony ma w sobie ogrom emocji i co najważniejsze miłość góruje nad wszystkimi z nich.
Muszę jednak przyznać, że na początku książka ta mnie lekko irytowała. Zastanawiałam się, po co została napisana i jaki ma sens. Czytałam dalej i nagle zorientowałam się, że nie mogę, nie chcę się oderwać, że przeżywam emocje z tej książki całą sobą, swoim buntem i zrozumieniem i nawet nie zauważyłam, kiedy najzwyczajniejsze łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a słowa dobiegły końca…
Dziękuję Włóczykijce za możliwość przeczytania książki! :-) Chciałabym, żeby książka mogła dalej wędrować poruszając swoją treścią jeszcze wiele serc.
"Zapach malin" cóż za kusząco aromatyczny tytuł :). Nie zapisywałam się na tę książkę, ale już żałuję...
OdpowiedzUsuńJa po tę książkę zapisałam się dosyć niedawno...
OdpowiedzUsuńNo to miałaś farta :), chyba muszę odświeżyć swoje zapisy.
OdpowiedzUsuń