piątek, 14 października 2011

Niania w Nowym Jorku

Muszę przyznać, że do przeczytania tej książki zachęciła mnie recenzja Finki, dlatego jak tylko nadarzyła się okazja sięgnęłam po nią.
Autorkami są Nicola Kraus i Emma McLaughlin, debiutantki, jako pisarki, jednak z ogromnym doświadczeniem opiekunek do dzieci. Same podkreślają, że „Niania w Nowym Jorku” to fikcja literacka przez nie stworzona, jednak przecież nie da się ukryć, że oparta na ich długoletnich praktykach.
            
Książka opowiada historię Nanny, studentki, która zarabia opiekując się dziećmi. Jej aktualnym podopiecznym staje się Grayer, syn bardzo bogatych rodziców, którzy niestety nie za bardzo się nim zajmują. Nanny staje się nie tylko mamą dla chłopca, ale i dziewczyną na posyłki dla jego matki. Przed odejściem i zostawieniem tego wszystkiego powstrzymuje ją więź łącząca z tym bądź, co bądź bardzo samotnym chłopcem.

Jak głosi okładka książki: „Kraus i McLaughlin, młode ambitne debiutantki wspólnie stworzyły cięty i bezlitosny portret nowojorskiego establishmentu”.
Egzemplarz, który ja przeczytałam ukazał się w 2004 roku nakładem, jak dla mnie, nieznanego wydawnictwa Axel Springer Polska, w serii Literatura w spódnicy, w bardzo przystępnej cenie, jako dodatek do czasopisma Olivia.:-)

Książka napisana jest prostym przyjemnym językiem. W swoją historię wciąga od pierwszych stron. Mimo, że zaliczana jest do literatury łatwej i przyjemnej, to mnie ta historia bardzo poruszyła. Sama będąc matka nie mogłam pojąć zachowania Pani X. Stąd też przeczytałam ją bardzo szybko nie mogąc się oderwać.
Ta książka jest w stanie wzruszyć i rozbawić. Dosłownie i miedzy wersami znaleźć w niej można wiele przydatnych porad dotyczących opieki nad dziećmi, zwłaszcza cudzymi.

„Nianię w Nowym Jorku” polecam nie tylko osobom w spódnicy. Bardzo dobrze czyta się ją w dżinsach, dresach czy piżamie;-)
Mi spodobała się również okładka utrzymana w tonie całej serii z delikatnym zaznaczeniem tego, co znajdziemy w treści. Bo w tej całej historii przecież najważniejsze jest dziecko, kilkuletni Grayer, który obserwuje i jak sądzę bardzo dużo rozumie.
I mimo, że są to amerykańskie realia, może mało nas dotyczące, to i tak uważam, że jest to dobry przewodnik po zawodzie, jakim jest pilnowanie i opieka nad dziećmi.
Polecam, choć nie obiecuję, że tak do końca się przy niej odstresujecie.

3 komentarze:

  1. Po przeczytaniu pierwszego zdania moje serce zamarło. Pomyślałam o tym, co będzie jeśli za chwilę przeczytam Twoją bezlitosną krytykę. Na szczęście tak się nie stało. Bardzo się cieszę, że książka Ci się spodobała. Rzeczywiście, nie jest aż tak zabawna jak mogłoby się wydawać. Jeśli masz ochotę na film dla porównania to również polecam, z tym, że książka jest o niebo lepsza. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam bardzo dawno temu i bardzo mi się podobała! x

    OdpowiedzUsuń