Po śmierci Margot wraca na ziemię, jako swój anioł stróż o imieniu Ruth. Nie ma łatwego zadania. Doświadcza wszystkiego po raz drugi, a jej życie nie było usłane różami. Z krótkimi chwilami szczęścia przeplatał się jeden wielki koszmar. Ruth widzi to i nie jest w stanie zmienić swego losu tak do końca. Jednak dzięki wierze i wytrwałości udaje jej się uratować życie swojego syna skazanego za morderstwo na dożywocie. Zdaje sobie ona jednak sprawę, że będzie musiała zapłacić za to najwyższą cenę, którą jest piekło. Czy Bóg jest aż taki bezwzględny? Czy demony mają rzeczywiście większą siłę od aniołów? Jak ciężka jest droga w byciu własnym aniołem stróżem?
Dzięki wydawnictwu Otwarte miałam możliwość przeczytać najnowszą książkę Carolyn Jess-Cooke „Zawsze przy mnie stój”. I jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Wiadome jest, że nie lubię czytać fantastyki, uważam, że to nie jest tematyka dla mnie. Jednak w każdej regule są wyjątki i takim wyjątkiem dla mnie są anioły. A czy można mówić o fantastyce, jeżeli się w coś wierzy? Nie będę się tu rozpisywała jak to ja doświadczam obecności swojego anioła stróża. Powieść Carolyn Jess-Cooke dopiero co wyszła – konkurencja nie jest wskazana ;-) Z resztą gdzie mi się mierzyć do tak pięknie opisanej historii.
Swego czasu wiele czytałam na temat aniołów, byłam nimi zafascynowana, jednak zawsze były to rozprawy duchownych i to raczej w formie wykładów. Z ujęciem tego tematu w powieści spotkałam się po raz drugi, ale teraz zostało to ukazane w piękny i niesamowity sposób. Jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. Najbardziej, dlatego że bardzo bałam się zawieść, że będzie to powieść płytka i kiczowata. Przyznam się, że robiłam do niej podchody trzy razy i za każdym razem jakiś demon podsuwał mi inną książkę, nie powiem, gust miał. W końcu zagłębiłam się w jej treści i najbardziej cieszę się z tego, że ta książka zostanie u mnie już na zawsze. Na pewno kiedyś przeczytam ją jeszcze raz.
Carolyn Jess-Cooke to matka, żona i pisarka, a oprócz tego to filmoznawca, i wielokrotnie nagradzana poetka. Na Uniwersytecie Nothhumbria uczy kreatywnego pisania. Mieszka w Anglii. Tłumaczeniem książki zajęła się Małgorzata Kafel, a fotografia na okładce jest autorstwa Jennifer B. Short. I przyznam szczerze, że co do okładki mam mieszane odczucia. Jestem wzrokowcem (ironia losu przy mojej wadzie) i nawet czytane opisy widzę obrazami w głowie, i bardzo się do nich przywiązuję. Nie jestem w stanie zobaczyć w tym zdjęciu ani Ruth, ani Margot. Co nie znaczy jednak, że mnie ona nie porusza. Podczas czytania ocierając łzy przymykałam książkę i długo w nią patrzyłam myśląc o tym wszystkim, co mnie otacza, co otacza nas, ludzi. Refleksje nachodziły mnie różnorakie, najważniejsze jednak, że niepozbawione nadziei.
Uważam, że warto przeczytać tę książkę. Jest piękna. Wiek ani płeć nie powinny mieć tu znaczenia, choć sądzę, że kobiety bardziej zainteresuje. A może i dla panów okaże się wyzwaniem? Ja polecam i z przyjemnością dowiem się, jakie wrażenie wywarła na innych.
Powieść ta otrzymała już miano międzynarodowego bestsellera. Mam nadzieję, że i w Polsce powtórzy ten sukces.
Piękna recenzja. Serio. Książka stoi na mojej półce, chyba przesunę jej "premierę" w mojej biblioteczce na szybciej...
OdpowiedzUsuńOj, przesuń:-) wg mnie warto:-) i dziękuję za miłe słowa :-)
OdpowiedzUsuń