wtorek, 6 listopada 2012

Eden - Stanisław Lem

Powiem tak, dwa wyzwania mnie zaatakowały i jak nic drzwiami i oknami pchał się w moje czytelnicze objęcia sam wielki, Stanisław Lem. Bałam się jak..., nie wiem co, bo ja z fantastyką na bakier, jedynie kichać się od Anioła nauczyłam z odpowiednim namaszczeniem - Alleluja!  A już samo science fiction jest dla mnie, no... science fiction. Ale słowo się rzekło i żeby podołać postanowiłam nie odkładać tego na środek, czy koniec miesiąca i zaatakowałam już drugiego dnia listopada.
Padło na Eden, jedyną książkę tego autora w moim domowym posiadaniu. 

Grupa sześciu kosmonautów w wyniku błędnych obliczeń rozbija się na planecie zwanej Eden.  By wrócić na Ziemię muszą naprawić prawie doszczętnie zniszczone urządzenia. Nadzieja jest, bo gdy oni wybrali się na wyprawę rakietę odwiedził mieszkaniec Edenu, niestety w wyniku spięcia energetycznego, które sam wywołał nie przeżył. Odkrycia z wyprawy oraz nieznany przybysz (nazwany przez nich Dubeltem) budzą w kosmonautach chęci naukowego badania. Godzą to z naprawą rakiety dzieląc się na dwie drużyny. Prace naprawcze posuwają się wartko do przodu, również i odkrywcze nie pozostają w tyle. Ale i zainteresowanie nie jest tylko z jednej strony, a raczej chęć pozbycia się nieproszonych gości, bo przecież by doszło do komunikacji potrzebny jest wspólny język.

Muszę przyznać, że pomimo braków w znajomości terminologii naukowej książkę czytało mi się bardzo płynnie. Fakt, trochę rzeczy nie rozumiałam i nie wiem, czy rozumiem i teraz, to  jednak opisy, które stosuje autor pozwoliły mi na w miarę sprawne odnalezienie się w temacie.  

Z jednej strony społeczeństwo Edeńczyków wygląda na prymitywne, mało rozwinięte samo w sobie, a z drugiej strony ich nad wyraz rozwiniętą dziedzina jest bioenergetyka. Poprzez eksperymenty i chęć ulepszenia siebie samych, zniszczyli część własnej rasy, a skutki tego odczuwają do dzisiaj. W opis panującej tam władzy, nie władzy wczytywałam się z przekąsem.  Moje wydanie jest 1984 i tak zastanawiałam się jak ówczesne nasza władza pozwoliła na publikację tego dzieła, że też się nie wczytała? A może pomyślała, że Lem nie był jasnowidzem pisząc tę książkę w '59. A może to tylko moja wyobraźnia i doszukiwanie się w fantastycznej powieści jakiś politycznych drwin? Kto wie?

Bądź, co bądź jestem pod wielkim wrażeniem tej powieści. To moje pierwsze spotkanie z prozą fantastyczno - naukową i jeżeli chodzi o twórczość Stanisława Lema, to na pewno nie ostatnie. 
Szczerze polecam tę książkę, a sceptykom, takim jak ja, przełamanie barier.

16 komentarzy:

  1. Gratuluję Patrycjo sięgnięcia po SF. Ja się ciągle zastanawiam, ale nie wiem czy znajdę coś w tym temacie w domowej biblioteczce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem nieskromnie, że sama sobie też gratuluję. Ja to SF w skarbach po babci wynajduję, bo w moich własnych zero.

      Usuń
  2. Próbowałam zaprzyjaźnić się z fantastyką i nie udało mi się. Niedawno do wyzwania Sardegny przeczytałam jakąś krótką powieść Lema i już nie pamiętam, o czym była. A np. książki o tematyce obyczajowo-psychologicznej pamiętam bardzo długo. Myślę, że jednak fantastyka nie jest dla wszystkich :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, SF nie jest dla wszystkich i nawet po mojej udanej próbie nie do końca się do niej przekonałam, no może po jeszcze jakieś tzw. klasyki SF sięgnę, ale na pewno nie często. Co do powieści obyczajowo-psychologicznych, to też je długo zapamiętuję, zwłaszcza te przy których ryczę.

      Usuń
  3. U mnie też s-f w ilościach szczątkowych, Lema nie mam, ale kiedyś czytałam "Solaris" i drugie opowiadanie razem z tym wydane w jednej książce. Spróbowałam, coby ignorantem totalnym nie być, ale na dłużej się bym w tej dziedzinie nie zagnieżdziła. Nie dla mnie na dłuższą metę.
    Podobnie jak Ty w ramach wyzwania najpierw zaatakowałam zadanie z s-f, skończyłam już "Wojnę światów", relacja wrótce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mamy podobny styl, najpierw trudy, później przyjemności. Też właśnie nie chciałam być totalnym ignorantem i ze spuszczoną głową muszę przyznać, że do tego Lema, to od ponad roku się przymierzałam.

      Usuń
  4. Niedawno sięgałam po "Wehikuł czasu". Spotkałam się z bardzo pochlebnymi opiniami, ale moja taka nie była. Później kolejna książka "Chłopięce lata", znów zawód. Nie mogę siebie przekonać do sf. "Eden" sobie odpuszczę, nie odpowiada mi tematyka, ale "Solaris" Lema mam w planach. No zobaczymy, czy mnie zachwyci, czy ostatecznie podziękuję temu gatunkowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Solaris tylko oglądałam i chyba nie pokuszę się na przeczytanie. Ja bardzo się cieszę, że padło u mnie na Eden, bo to naprawdę piękna książka, a moje recenzja w ogóle tego oddaje, tak mi się teraz wydaje.

      Usuń
    2. Hm.. To może jednak przeczytam "Eden"? Skoro twierdzisz, że książka jest piękna, to może faktycznie warto. :)

      Usuń
    3. Od ostatnich stu stron nie mogłam się oderwać. Musiałam wiedzieć, co dalej... ;-)

      Usuń
  5. Lem jest świetny, a "Eden" to dobry wybór na początek. Mam nadzieję, że na tym nie poprzestaniesz, bo Lem wart jest czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lema poznawać nie poprzestanę, ale zgłębianie innych pisarzy SF to sobie odpuszczę, jak na razie, bo nigdy nie mówię, nigdy.

      Usuń
  6. Woow, no jestem w szoku po Twojej pozytywnej recenzji. Lema unikałabym raczej jak ognia. Nie rozumiem zbytnio science-fiction, a literatura popularno-nauka mnie odstrasza. Chociaż w sumie dlaczego by nie spróbować? Może wyrobię się i na taki gatunek?

    OdpowiedzUsuń
  7. Finko, ja też byłam w szoku, że mnie ta książka aż tak wciągnęła. I cieszę się, że zaczęłam akurat od niej i nie zraziłam się do Lema. Teraz czekam na Twój czytelniczy, fantastyczno-naukowy ruch. :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. O kurcze, może to trochę potrwać. Na razie sięgnęłam po dawno odkładany kryminał. Z resztą ostatnio mam baaardzo mało czasu na czytanie czegokolwiek. Niestety :(

    OdpowiedzUsuń