Tym razem na Włóczykijkę czekałam z niecierpliwością, gdy na blogu spopy podejrzałam jaka, książka została do mnie wysłana. Tomasz Jachimek jest mi znany bardzo dobrze. Lubię jego poczucie humoru, a co za tym idzie kabaretowe występy pt. „Jachim presents”. Monologi o zamieszkaniu w Bieszczadach, czy wyjeździe na narty, to dla mnie numer jeden. Czy przy takich rarytasach książka jest się w stanie obronić?
„Handlarze czasem” to historia pewnej rodziny: żona Grażyna, mąż Piotr, bliźniaki Hania i Michaś, babka Wiktoria i wujek Franek, który stał się motorem napędowym swoich bliskich. Pobudzał ich intelektualnie przez organizowanie coniedzielnych quizów równocześnie podtrzymując dość wysoko poziom adrenaliny na co dzień. Gdyż wujek Franek poza wygrywaniem quizów był rodzinnym wynalazcą, niedocenionym wynalazcą, ale do czasu…
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki, które to zastrzega sobie, iż, „nie ponosi odpowiedzialności za nieumiejętne wykorzystanie treści zamieszczonych w książce”. I to nie żart moi drodzy, to nie żart, bo wujek Franek to rewolucjonista. Wehikuł czasu to pikuś przy maszynie do handlu czasem. Niby niewielka, drewniana budka, a korzyści ogromne dla dwóch stron. Jedna zarobi sowitego grosza, a druga ze spóźnieniem już problemów mieć nie będzie. Coś musi być na rzeczy, bo jak dobrze zauważył Artur Andrus, to sam autor, to „ojciec zaangażowany w wychowanie dzieci, konferansjer, kabareciarz, ostatnio piosenkarz, komentator Szkła Kontaktowego, pisze teksty do audycji radiowych, spektakle teatralne i sam w niektórych gra, aktywny sportowiec… Jak on to wszystko robi? Być może handluje czasem?”
Rozmyślając nad całością książki uważam, że to bardzo dobra pozycja, jednak chwilami trochę nudnawa. W moim osobistym odczuciu sens by nie ucierpiał, gdyby książkę trochę uszczuplić. Niektóre opisy były aż nadto rozbudowane i wtedy, niestety, odkładałam książkę. A może po prostu trafiła ona w moje ręce w złym czasie, w nieodpowiednim nastroju? To jest prawdopodobne, niestety.
Z całą pewnością jest to książka satyryczna, ukazująca przywary współczesnego społeczeństwa. Taka nasza prozatorska Monachomachia, odważę się powiedzieć. Mnie zachwyciły dwa rozdziały, „Historia Pauliny” i „Historia starych Mańczaków” i choćby, dlatego będę broniła całej książki.
Polecam ją każdemu, młodemu i staremu, jej i jemu, smutnemu i wesołemu. Niech każdy zobaczy, co satyryk, dobry satyryk potrafi. A może przeczyta ją jakiś niedoceniony jeszcze wynalazca (docenionych też zachęcam), gdyż przyznam szczerze ja się ostatnio nie wyrabiam w czasie…
Ps. Warto też wspomnieć, że maczał w tym dziele też palce pan Henryk Sawka… J
Nie lubię Jachimka, ale książka mnie intryguje, być może popełniam błąd polując na nią, ale co tam, raz kozie śmierć :-)
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj, ciekawa ja Twego zdania :-)
OdpowiedzUsuńU mnie w wakacje z czasem jakby lepiej, ale ów maszyną bym nie wzgadziła. Jednak mimo, że trzymam kciuki za przyszłego wynalazcę za Jachimkiem nie przepadam szczególnie niestety.
OdpowiedzUsuń