Jak już wspominałam, czytam sobie spokojnie biografię Miłosza, dziesięć lat pracy Andrzeja Franaszka, a że nastroje ciążowe różne, to dla rozluźnienia sięgnęłam po "Zwyczajnego faceta" Małgorzaty Kalicińskiej, bo już stał na tej półce i stał, w świat by poszedł, a ja jeszcze nic tej autorki nie czytałam, to stwierdziłam, że spróbuje, a co tam.
Historia z życia wzięta. Wiesiek, inżynier od statków po zamknięciu stoczni zostaje na bezrobotnym i żadnej pracy znaleźć nie może. W domu dwójka już prawie dorosłych dzieci i nadpobudliwa żona, awanturnica niezauważająca swojej winy, no choleryczka.
Pierwsze, co sobie pomyślałam, to że pierdoła facet, ale w końcu przestałam, bo i on do takich wniosków doszedł, a emigracja zarobkowa z mozołem, bo z mozołem, ale wycisnęła z niego resztki męskości.
W ciąży jestem i może przez to jakaś taka emocjonalna za bardzo, ale coś polubiłam tego Wieśka i niezmiernie ciekawa byłam zakończenia, bo niby większa część książki to retrospekcje i wspomnienie koszmarnego małżeństwa, ale tak coś czułam, że wstęp nie zapowiada zakończenia i bardzo jestem autorce wdzięczna, za takie jakie napisała, nie chciałabym innego, to jest idealne.
Samej autorki nikomu przedstawiać nie trzeba. Małgorzata Kalicińska grono czytelników i telewidzów zdobyła Rozlewiskiem. Nie czytałam, nie oglądałam i jak na razie mnie nie ciągnie, ale "Zwyczajnego faceta" polubiłam i z wielką przyjemnością przeczytam "Irenę", którą dostałam przez losowanie u Sabinki.
"Zwyczajnego faceta" nie można zaliczyć do książek fenomenalnych, jak mówię, idealny przerywnik przy cięższej lekturze, ale z drugiej strony daje ten zapalnik, by się zastanowić, porozglądać dookoła, poobserwować, wysnuć wnioski. Chcę, czy nie chcę, ale muszę przyznać, że i odbiór książki różnił się będzie od wieku i doświadczeń czytelnika, niestety, ta książka rządzi się swoimi prawami i trzymam kciuki za wszystkich zwyczajnych facetów.
Pierwsze, co sobie pomyślałam, to że pierdoła facet, ale w końcu przestałam, bo i on do takich wniosków doszedł, a emigracja zarobkowa z mozołem, bo z mozołem, ale wycisnęła z niego resztki męskości.
W ciąży jestem i może przez to jakaś taka emocjonalna za bardzo, ale coś polubiłam tego Wieśka i niezmiernie ciekawa byłam zakończenia, bo niby większa część książki to retrospekcje i wspomnienie koszmarnego małżeństwa, ale tak coś czułam, że wstęp nie zapowiada zakończenia i bardzo jestem autorce wdzięczna, za takie jakie napisała, nie chciałabym innego, to jest idealne.
Samej autorki nikomu przedstawiać nie trzeba. Małgorzata Kalicińska grono czytelników i telewidzów zdobyła Rozlewiskiem. Nie czytałam, nie oglądałam i jak na razie mnie nie ciągnie, ale "Zwyczajnego faceta" polubiłam i z wielką przyjemnością przeczytam "Irenę", którą dostałam przez losowanie u Sabinki.
"Zwyczajnego faceta" nie można zaliczyć do książek fenomenalnych, jak mówię, idealny przerywnik przy cięższej lekturze, ale z drugiej strony daje ten zapalnik, by się zastanowić, porozglądać dookoła, poobserwować, wysnuć wnioski. Chcę, czy nie chcę, ale muszę przyznać, że i odbiór książki różnił się będzie od wieku i doświadczeń czytelnika, niestety, ta książka rządzi się swoimi prawami i trzymam kciuki za wszystkich zwyczajnych facetów.
jakoś wybitnie mnie nie ciągnie do tej autorki
OdpowiedzUsuńTeż myślałam, że nigdy nic tej autorki nie przeczytam, a tu proszę ;-)
Usuńja za panią Kalicińską nie przepadam, ale czytałam tę książkę i zgadzam się z Tobą, nawet dałam ją mojemu mężowi do przeczytania, myślę, że jest bardzo prawdziwa, nikt raczej takiego tematu zbyt często w literaturze nie porusza...
OdpowiedzUsuńhttp://asymaka.blog.interia.pl/
Raczej nie, w literaturze jest mnóstwo przykładów uciśnionych kobiet, a tu proszę, taki Wiesiek pierdoła. ;-)
UsuńCzytałam trylogię rozlewiskową - bardzo miło czas spędziłam, serial- po 1-2 odcinkach stwierdziłam, że mi nie pasuje i przestałam oglądać (ponoć żyje własnym życiem nijak mając się do książek autorki)
OdpowiedzUsuńPotem wpadły mi w ręce "Fikołki na trzepaku" - no niezbyt mnie urzekło.
I tyle, póki co.
Pewnie, że trzeba sobie odmieniać lektury.
Pozdrawiam i życzę jak najlepszego nastroju!
PS. A ta książka to nie nadałaby się po Trójki E-pik jako "planowana na 2012"? ;-D
Uwielbiam Cię, moja Strażniczko Trójkowa :-). Tak, tak nadawałaby się, ale ja cały rok prawie na Franaszka w bibliotece czekałam i jemu należy się piedestał ;-D
UsuńAle mnie ten Wiesiek wkurzał - taka pierdoła i ciepłe kluchy, błee... Nie jestem wielbicielką damskich bokserów czy 100%- towych macho, ale facet powinien mieć jakiś kręgosłup. A Wiesiek go zdecydowanie nie ma...
OdpowiedzUsuńTo chyba jedyna książka Kalicińskiej, która mi się zupełnie nie podobała.
Och, Ty okrutna, jakiś to on może i ma, w końcu zrobił to, co zrobił. A jak bez kręgosłupa, to tym bardziej jestem z niego dumna za takie zakończenie. :-)
UsuńKiedy przeczytałam "Lilkę", a później ją zrecenzowałam, kilka osób powołało się na "Zwyczajnego faceta". Dodałam do planowanych, ale nie dowiedziałam się tak naprawdę o czym książka jest. Teraz wiem i bardzo ciekawi mnie, czy będzie mi się lekturę czytało równie dobrze, jak "Lilkę". Za rozlewisko nie sięgam pod żadną postacią, uprzedzona jestem. ;)
OdpowiedzUsuńJa do rozlewiska też się właśnie uprzedziłam przez ten cały dziki szum. I sądzę, że tak mi zostanie. A poznać, poznam jeszcze "Irenę", bo mam w domu, zobaczymy. :-)
UsuńTeż niedawno czytałam. Co do samego Wieśka mam mieszane odczucia. Sama nie wiem czy istnieją tacy faceci. Ale powieść bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńIstnieją, wierz mi. W pierwszej sekundzie wymieniam w myślach dwóch, ale pozwól, że zostaną anonimowi. :-)
Usuń